A wszystko zaczęło się, gdy
Tymek na swoje 4 urodziny dostał album. Nie był to taki zwykły album, w którym
chowa się zdjęcia . Był to album przyrodniczy, pełny wielkich, kolorowych i
przepięknych zdjęć z Afryki. Były na nich słonie, lwy, tygrysy, żyrafy i
wiele innych zwierząt o jakich Tymek nigdy nawet nie słyszał. Od tej pory,
dżungla stała się Tymkową pasją. Chłopiec oglądał filmy przyrodnicze,
rysował rysunki dzikich zwierząt i z zacięciem zapełniał kolorowanki kupowane
mu przez rodzinę. W pokoju roiło się od rysunków i plakatów dzikich zwierząt.
Na tymkowym łóżku od lat mieszkał pluszowy Lew Fryderyk, który w snach
przenosił Tymka do zielonej, gęstej dżungli. Cała rodzina wiedziała o
pasji Tymka, na urodziny, imieniny, święta i inne okazje dostawał prezenty
związane z dżunglą. Aż pewnego dnia, a był to szczególny dzień, gdyż
Tymek obchodził swoje 10 urodziny, znalazł na biurku nie jak co roku wielkie
pudło z kokardą, a małą kopertę ze swoim imieniem wypisanym odręcznym
pismem. Zdziwił się bardzo, wziął kopertę w dłoń i powoli zaczął ją otwierać.
Zajrzał do środka i z ogromnym zdziwieniem spojrzał raz jeszcze. Nie mógł
uwierzyć, więc zszedł w pidżamie na dół do kuchni, w której mama przygotowywała śniadanie.
Stanął za mamą, pokazał jej kopertę i zapytał:
Mama nie od razu odezwała się do Tymka. Stała chwilę w milczeniu jakby
zastanawiała się, co ma mu odpowiedzieć. Potem usiadła na krześle i posadziła
chłopca na swoich kolanach, jak kiedyś kiedy był jeszcze jej małym Tymciem i
tajemniczo uśmiechnęła się.
Tymka zaintrygowało jej zachowanie nie mniej niż zawartość koperty.
Wszystko to było trudne do ogarnięcia nawet dla tak bystrego dziesięciolatka
jakim właśnie był.
Mama wyjęła kopertę z rąk chłopca a następnie sięgnęła po zawartość,
wykładając po kolei wszystko co w niej znalazła na stole przed chłopcem. Gdy
skończyła, raz jeszcze spojrzała na Tymka tym swoim tajemniczym spojrzeniem i
spytała:
- Czy wiesz kim był Twój pradziadek Leopold?
- Pewnie, że wiem… inżynierem – bez zastanowienia odparł Tymek.
- No tak, z zawodu był inżynierem. Ale co robił w wolnych chwilach?
- Pewnie czytał gazety i palił fajkę jak każdy pradziadek.
- To też… ale przyjrzyj się tej fotografii, co na niej widzisz? – zagadkowo
ciągnęła dalej mama.
- Widzę jakiegoś pana w stroju podróżnika, kilku ludzi w skąpych strojach i
namiot obok jakiegoś ogromnego drzewa. Ale kim w zasadzie są ci wszyscy ludzie
na fotografii? Nikogo nie rozpoznaję.
- Skocz do swego pokoju po lupę, jakieś szkło powiększające… przyjrzymy się
tej fotografii z bliska i … – nie zdążyła dokończyć mama, gdy już byłem z powrotem na jej kolanach uzbrojony w lupę i
bezbrzeżną ciekawość.
- Mamo ten pan jest do kogoś podobny. Chyba trochę do mojego taty gdy był
jeszcze bardzo młody. I nawet uśmiecha się tak samo jak on.
- Ciepło, ciepło…
- Czy to przypadkiem nie jest jego tata, a może dziadek? Ale przecież… -
nie dokończyłem zdania, gdy mama cmoknęła mnie w policzek.
- Gorąco! Jak w Afryce! Twój pradziadek Leopold w młodości spędził dwa lata
no prawie w Afryce. Wstąpił do legii cudzoziemskiej i wyjechał na drugi koniec
świata na małą wyspę na wschód od Madagaskaru. W wolnych chwilach poznał tamtejszą
przyrodę, zwierzęta, ale przede wszystkim interesowali go ludzie. Chciał poznać
to jak żyją w tak trudnych warunkach i jak dają sobie radę w zmaganiach z
przeciwnościami losu. Prowadził dziennik podróży i robił w nim mnóstwo notatek,
szkiców i rysunków. Czasem utrwalał coś na fotografii, o tak jak na tej którą
masz przed sobą. Niestety większość pamiętników i fotografii została zniszczona
lub zaginęła w czasie wojny. Została tylko ta jedna pamiątka z tamtych czasów.
To taka wiadomość z przeszłości od pradziadka Leopolda dla jego potomków, czyli
Ciebie.
- Dlaczego nigdy wcześniej nikt mi o tym nie opowiedział? – z nieukrywanym
żalem w głosie zapytał Tymek.
- Byłeś jeszcze zbyt mały by to wszystko zrozumieć synku. Ale dziś gdy masz
już 10 lat… i gdy już tyle wiesz o świecie i w ogóle, nadszedł odpowiedni
moment by Ci o wszystkim opowiedzieć.
- Mamo, ale czy ty znasz całą ta historię o pradziadku?
- Ja znam tylko tyle, co opowiedziała mi mama twojego taty, czyli Babcia
Basia. W końcu to nikt inny jak tylko jej tata Leopold Domejko opowiedział jej
o wszystkim, a ona opowiedziała swojemu synowi a Twojemu tacie.
- To na co my jeszcze czekamy. Szybko musimy jechać do taty pracy. – Tymek
zerwał się jak oparzony z kolan i pobiegł do przedpokoju.
- Tymek zaczekaj, a co z resztą zawartości koperty? Nie interesuje Cię to
już?
Tymek już wiązał drugi but, gdy nagle uprzytomnił sobie, że w kopercie było
coś jeszcze. Pobiegł w jednym bucie z powrotem do kuchni.
- Co tam jeszcze jest? Jakiś papier. – wykrzyknął i zaczął rozkładać
kartkę. – To list od Babci Basi! Pisze, że musi się ze mną pilnie spotkać w
bardzo ważnej sprawie.
- A więc zakładaj drugi but i pędzimy do babci! – wesoło zawyrokowała mama
i po chwili oboje byli już gotowi do wyjścia.
Pół godziny później stali pod drzwiami mieszkania babci, gdzieś w centrum
miasta. Mama nacisnęła na dzwonek i z głębi mieszkania dało się słyszeć
energiczne kroki butów na obcasach. Zazgrzytał zamek i drzwi otworzyła Babcia
Basia we własnej osobie.
- Czekałam na Was kochani, wchodźcie i rozbierajcie się. Właśnie zaparzyłam
herbatę i upiekłam bezę! – zaanonsowała wytworna starsza pani na szpileczkach.
Po chwili już siedzieli w salonie, pili herbatę i słuchali opowieści babci
Basi o dziadku Leopoldzie i jego burzliwej młodości…